Dom, w którym gubią się marzenia

«Poszli. Uciekli. Zostawili mnie, jakbym nie istniał. Dlaczego?» — Ivan przejechał dłonią po twarzy, wpatrując się przez okno, gdzie już trzecią godzinę padał zimny deszcz. Światło latarni migotało na parapecie, rzucając cień na stół, na którym stała niedopita filiżanka herbaty. Zegar tykał, jakby podkreślając pustkę, w której teraz żył.

Był znów sam. Żona spała w sąsiednim pokoju, ta, inna. A dzieci? Dzieci od dawna nie dzwoniły, nie pisały, nie przyjeżdżały. Masza i Dasza. Kiedyś biegały po domu boso, z kokardkami we włosach i lalkami w rękach. A teraz — cisza. Wychowywał je, jak potrafił. Nie oszczędzał ani siebie, ani ich. Chciał, by wyrosły silne. Niezłomne. Prawdziwe. Ale chyba przesadził. Albo po prostu nie wiedział, jak być ojcem, kiedy wciąż bolało go serce po żonie, która zmarła przy porodzie.

Pamiętał, jak ją pochował. Jak trzymał w rękach nowo narodzonego synka, nie wiedząc, co zrobić. Zdecydował szybko, jak zawsze: chłopca do domu dziecka. Tak będzie lepiej. Dziewczynki zostawił przy sobie. Myślał, że sobie poradzi. Że one zrozumieją. Ale się nie udało.

Dwa miesiące później wprowadziła się inna — Galina. Umiała gotować, prać w balii i milczeć, gdy trzeba. Ale dziewczynki patrzyły na nią z nienawiścią. Nie zaakceptowały jej. Nie wybaczyły. Zaczęły szeptać, płakać, patrzeć na nią obcym wzrokiem. A on się złościł. Krzyczał. Czasem bił. Bo przecież ojciec ma prawo. Przecież starał się. Praca w fabryce, zmiana, zmęczenie, a potem znów dom — gdzie nie ma ciepła, nie ma wdzięczności.

Dasza zamknęła się pierwsza. Chodziła cicho, spuszczała wzrok. Masza — sprzeczała się, odpowiadała, buntowała. Obie stały się obce. A potem — po prostu zniknęły. W jednym dniu. Bez słów.

Szukając ich — dzwonił do koleżanek, chodził na policję. Bez rezultatu. Pojechały. Jak się później dowiedział, do Samary. Wynajęły pokój, zaczęły pracować. Żyją. Bez niego. I już od lat nie dają o sobie znać.

Wieczorami siadał przy stole, włączał radio i słuchał beznamiętnego głosu spikera. Pił tanią herbatę, palił przy oknie i wspominał, jak Masza kiedyś podchodziła do niego, mała, i dotykała jego ręki. Jak Dasza prosiła, by przeczytał jej bajkę. Jakby to była inna, zapomniana już życie.

Оцените статью