Kiedy mój syn, Wiaczesław, powiedział: «Tato, zrobię remont w twoim mieszkaniu, pieniądze już mam. A Ty tymczasem zamieszkasz w domu opieki dla seniorów», poczułem, jak coś we mnie pęka. Z moją żoną, Ludmiłą, poświęciliśmy wszystko dla naszego jedynego syna. Każdą oszczędność, każdą chwilę, każdą kroplę energii — wszystko dla niego. Marzyliśmy, że wyrośnie na szlachetnego człowieka, który będzie naszą podporą na starość. Jego propozycja, bym przeprowadził się do domu opieki, uderzyła jak młot w głowę.
Życie nas nie rozpieszczało. Pracowałem w kombinacie metalurgicznym, Ludmiła nauczała w wiejskiej szkole. Pensje starczały tylko na najpotrzebniejsze rzeczy, ale oszczędzaliśmy na wszystkim, by nasz syn nie miał żadnych zmartwień. Do dziś pamiętam, jak po pracy naprawiałem telewizory sąsiadom, żeby uzbierać na nowe buty dla niego. Ludmiła przez lata nie kupowała sobie płaszcza, by mógł pojechać z klasą do Tretyakówki. Chcieliśmy, żeby wybił się z tej szarej rzeczywistości, zdobył wykształcenie, nie zaznał naszych trudów. I wydawało się, że docenia to.
Jednak, kiedy Ludmiła zachorowała i leżała z zapaleniem płuc, syn odwiedzał nas rzadko. Mówił, że ma wiele pracy, ale obiecywał, że niedługo znajdzie czas. Nie wyrzucałem mu tego, rozumiałem, że dzisiejszy świat rządzi się swoimi prawami. Po jej śmierci zostałem sam w naszym skromnym mieszkaniu. Mała kawalerka, pełna wspomnień: rysunki Sławka na tapetach, wyblakły koc, pod którym spędzaliśmy zimowe wieczory, biurko z wyschniętą kałamarzem, przy którym Ludmiła poprawiała prace domowe. Nie chciałem nic zmieniać, aż pewnego dnia syn przyszedł i powiedział: «Tato, tu nie da się żyć. Zrobię remont, będzie jak w magazynie». Uśmiechnąłem się szeroko, bo poczułem, że to synowska troska.
Ale potem dodał: «Zanim firma skończy pracować, lepiej zamieszkaj w ‘Berezkach’. Załatwiłem wszystko, koszty pokryję». Po tych słowach poczułem, jak nogi mi miękną. Dom opieki? Mam przecież zaledwie 68 lat, wciąż potrafię porąbać drewno i ugotować barszcz. Tak, ściany się łuszczą, ale to moje miejsce, każdy kąt przypomina o przeszłości. Próbowałem protestować, ale Sławek stanowczo stwierdził: «To tylko na dwa miesiące, tato. Myślę o twoim komforcie». Jego głos brzmiał przekonująco, ale w jego oczach pojawiło się coś zimnego, jakby chodziło o coś więcej niż o mnie.
Uwierzyłem. Chciałem wierzyć. Jednak w nocy dręczyła mnie myśl: dlaczego on chce, żebym się wyprowadził? Czemu tak pragnie remontu mieszkania, w którym spędzam swoje ostatnie dni? Zaczynam zauważać dziwne rzeczy – raz dzwonił jakiś obcy mężczyzna, który przedstawił się jako agent nieruchomości, innym razem syn mówił o «nieperspektywicznym naszym osiedlu». Sąsiadka, ciocia Ania, wspomniała o przypadkach, gdy mieszkania starszych ludzi przechodziły na innych przez sąd. Czyżby mój syn miał coś takiego na myśli?
Zadzwoniłem do niego i bezpośrednio zapytałem: «Sławek, o co tu chodzi? Co ty kombinujesz?». On wybuchł: «Jak śmiesz! Ja się troszczę, a ty mi jeszcze coś wypominasz!» Jednak ta wściekłość tylko utwierdziła mnie w moich podejrzeniach. Zdecydowałem, że nigdzie się nie ruszę. Sławek rzucił słuchawką, a od tej pory pomiędzy nami zapadła martwa cisza.
Teraz siedzę przy oknie, przeglądam zżółkłe zdjęcia i zastanawiam się, gdzie popełniliśmy błąd? Oddaliśmy mu całe nasze serce. Może za bardzo go chroniliśmy, nie pokazaliśmy, czym jest prawdziwe życie? A może ten przeklęty biznes wyssał z niego wszystko ludzkie? Nie wiem. Wiem jedno – nie opuszczę tych ścian. To tu, w tym mieszkaniu, są ostatnie ślady naszego życia z Ludmiłą. Jeśli syn chce coś zmieniać, niech najpierw mi to wyjaśni, patrząc w oczy. Kiedy zapomniał, krew jaką mamy wspólną w żyłach?
Każdego wieczoru zapalam przed ikoną lampkę. Modlę się, by się obudził. By przypomniał sobie, jak razem z Ludmiłą prowadziliśmy go do szkoły, jak zasypiał przy moich bajkach. Nadal wierzę, że w nim żyje ten chłopiec w piegach. Ale jeśli nie… Ja przeżyłem życie zgodnie z sumieniem. A on… czy kiedyś będzie mógł spojrzeć w lustro bez wstydu?

