— Nie boisz się? — zapytała Olga, kiedy Igor przekręcił zamek i zasłonił zasłony, ukrywając pokój przed dziennym światłem.
— Czego dokładnie? — zapytał.
— Że ktoś nas zauważy.
On uśmiechnął się, nie patrząc.
— Od dawna przestałem się bać.
Za ścianami moskiewskiego mieszkania był kimś innym. Nie tym, kogo znali koledzy z pracy, nie tym, którego zdjęcie stało na stoliku w przytulnej sypialni z łóżeczkami dziecięcymi. Tam był przykładnym mężem i ojcem. A tutaj… Tutaj należał tylko do siebie. I do niej.
— Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu — szepnął, obejmując Olgę ramionami.
— Ale nie jedyną — odpowiedziała z gorzkim uśmiechem.
Milczał. Jego spojrzenie było tak ciepłe, że słowa traciły sens. Olga sama nie wiedziała, czemu znów podejmuje rozmowę. Przecież od początku znała zasady tej gry.
Poznała Igora cztery lata temu, na jubileuszu wspólnego przyjaciela. Przyszła z koleżanką, ale ta szybko zniknęła w tłumie, zostawiając ją samą z kieliszkiem wina i skrępowaniem w oczach.

Początkowo nie myślała, że zwiąże się z kimś takim jak Igor. Miał w sobie coś, co przyciągało, ale była już wtedy zajęta. I choć niechciane uczucie zaczynało narastać, postanowiła je ignorować. Kiedy spotkali się ponownie, było już za późno.
Minęły cztery lata, a Olga zaczęła się czuć coraz bardziej zagubiona. Wokół jej przyjaciółki wychodziły za mąż, rodziły dzieci. Olga też pomyślała: «Pójdę za pierwszym, kto mi się oświadczy». I tak trafiła na Sergeja — miłego, spokojnego, wiernego mężczyznę. Był ciepły jak letnia woda, ale nie wywoływał w niej żadnych wielkich emocji.
Wzięli ślub, urodziła się córka, codzienne życie stało się monotonne. Olga patrzyła w lustro i nie rozpoznawała siebie — zmęczoną kobietę z pustym spojrzeniem, podobną do żony Igora. Taką samą, zwykłą.

Pięć lat minęło. I pewnego dnia — dzwonek telefonu.
— Cześć…
Serce stanęło. To był on. Ten sam głos.
— Skąd masz mój numer?
— Znalazłem. Spotkamy się?
Zgodziła się natychmiast. Cała jej dusza krzyczała: «To nie koniec».
Spotkali się w tym samym parku. On się zestarzał. Ona także. Ale gdy wziął jej rękę, czas przestał istnieć. Znów był jej Igorem. A ona była jego wiosną.
— Mamy znów po dwadzieścia dwa i trzydzieści jeden — szepnął.
— Nie, Igor. Mam trzydzieści cztery. Ty masz czterdzieści trzy. Jesteśmy już inni.
— Wciąż jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu.
— A żonie też tak mówisz?
On pokręcił głową.
Ich romans stał się jeszcze bardziej zakazany. On ukrywał ją przed żoną, ona przed mężem. Olga bała się ujawnienia, bała się zniszczyć swoje życie. Ale nie potrafiła zrezygnować.

Sergej zaczynał dostrzegać zmiany. Nie robił scen, ale widział. Chłód w jej oczach, wyłączony telefon, obce perfumy. Pytał:
— Kto dzwonił?
— Kolega. Pilny raport.
— Znowu się spóźniasz.
Odpowiadała krótko. On milczał, ale w jego oczach z dnia na dzień rosła ciężka atmosfera.
— Wiem, że kłamiesz — powiedział pewnego dnia.
— Masz prawo tak myśleć — odpowiedziała Olga.
Nic nie powiedział. Po prostu poszedł do kuchni i długo patrzył przez okno, trzymając kubek z zimną herbatą.
— Jesteś szczęśliwa? — zapytał kiedyś Igor.
— A ty?
Odpowiedź była w ciszy. W tej zmęczonej, posiwiałej ciszy. Oboje wiedzieli, że są więźniami. Więźniami tego, co było, i nigdy nie stanie się prawdziwe.
A Sergej…
Sergej po prostu cicho pił herbatę przy oknie. Wiedział.
Ale niczego nie zmieniał.
Póki…

