{Zatopione w ciszy: opowieść o strachu i śnie}

Marjana po raz pierwszy od długiego czasu spędziła tyle godzin w biurze. Dzień okazał się wyjątkowo trudny: niekończące się raporty, nerwowe zebrania, jedyna kawa na całe popołudnie. Kiedy wyszła na zewnątrz, dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że stoi przy wejściu do metra. W jej głowie szumiał dźwięk, a serce biło jak pociąg podziemny tuż przed nagłym zatrzymaniem. Zeszła na dół i od razu poczuła, że się spóźniła.

Na zegarze nad peronem migała godzina 00:53. Wyświetlacz drgnął raz, a potem zamilkł, jakby zasnął. Na dole leżały czarne tory, wilgotne jak pokryte żywą powłoką. Krople spadały z sufitu regularnie, jak uderzenia metronomu w pustym pokoju. Cisza.

Marjana podeszła do krawędzi peronu, wpatrując się w tunel. Ciemno. Nawet zwykły dźwięk nie był obecny — ani szum elektryczności, ani zapowiedzi, ani kroki. Tylko jej własny oddech i monotonne „kap- kap”, jak zegar w opuszczonym mieszkaniu.

Wróciła do ławki. Telefon w ręku — 3

Оцените статью