{Zaskakujące szczęście: Historia jednej przypadkowej rodziny}

Pewnego dnia do moich drzwi zapukała Kaja, moja koleżanka z uniwersytetu. Obeszła wszystkie cztery pokoje i, patrząc na nie szerokimi oczami, powiedziała: „Właśnie, widzę, że jesteś bogatą panną młodą!” Z ledwością usiadłam w fotelu, czułam się zmęczona. „Po co przyszłaś? W dziekanacie wiedzą, że byłam chora…” Kaja opadła na stary, skórzany fotel, który głośno zaskrzypiał. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. „Co się stało?” – zapytałam niechętnie. Chciałam jak najszybciej położyć się do łóżka.

„Starszy Kostka prosił, bym przyszła, bo dowiedział się, że mieszkasz niedaleko. Wiesz, jaki on jest pedantyczny. Zasugerował, że może ci pomóc, bo jesteś teraz sama…” W jej głosie brzmiała ukryta zazdrość.

„Kto o tym mówi?” – zapytałam obojętnie.

„Błogosławieni. Nie z tego świata” – dodała Kaja, a potem ja zamknęłam drzwi, nie chcąc już rozmawiać.

Położyłam się, ale sen nie przychodził. Całe życie spędziłam tu, z babcią Antoniną, osobą surową i dobrze wychowaną. Zawsze wykształcała mnie w zakresie etykiety i mówiła w kilku językach. Czasami, gdy tego chciała, rozmawiałam z nią po francusku, niemiecku czy angielsku. Nie pamiętam moich rodziców. Babcia nigdy nie wspominała o swojej córce, którą uważała za „niewdzięczną”. Urodziła mnie z jakimś Aleksiejem, a potem odeszła z nim do sekty. Kilka lat później dotarła do mnie wiadomość, że zginęli w pożarze podczas jakiegoś rytuału. Nigdy nie poznałam szczegółów i nigdy się tym nie martwiłam.

Rzadko wpuszczaliśmy gości: krawcową Zinę, lekarza Ilyę Jegorowicza, przyjaciółki babci: Elizę i Arkadię, oraz jubilera Piotra Nikitowicza, jej starego adoratora. W ich towarzystwie dorastałam, ucząc się życia, ale wciąż bałam się szkoły, pełnej hałasu i zgiełku. Jednak przez te lata nauczyłam się żyć w dwóch światach: w tym, który istniał za ścianami mojego domu, oraz tym, na zewnątrz.

Zaraz po śmierci babci zaczęły się moje problemy. Babcia, nigdy nie kupująca niczego od ulicznych handlarzy, przyniosła do domu grzyby. „Pamiętam zupę z naszej daczy, którą gotowała kucharka Siera”, powiedziała, a zapach był cudowny. Zjadłam dwie miski. Niestety, pierwsza poczuła się źle babcia, potem ja. Ilya Jegorowicz nie odbierał telefonu, był na daczy. Babcia nie chciała wzywać karetki, dopóki nie straciła przytomności, a ja, ledwo żywa, zdążyłam zadzwonić na pogotowie. W końcu, w ostatnich chwilach, otworzyłam zamki i po mnie przyjechała karetka.

Po wszystkim nastała pustka. Musiałam dalej żyć, ale czym? Stypendium nie wystarczało na życie. Czynsz, jedzenie… A na dodatek, jak wrócę na studia, było dużą niewiadomą. Na razie ledwo się pozbierałam. Piotr Nikitowicz pomógł, kupił kilka starych rzeczy, oszukał mnie, ale przynajmniej pomógł mi przetrwać. Ale problemy z mieszkaniem pozostały.

Wtedy przypomniałam sobie, że kiedyś to była wspólna kwatera. Później ją rozdzielono i oddano mojemu pradziadkowi za zasługi. Zdecydowałam, że mogę wynająć pokoje. Zostawiłam sobie jedno, a resztę wynajmę, przynajmniej znajdę porządnych lokatorów.

Wystawiłam ogłoszenie, a potem zaczęły dzwonić osoby różne: gastarbajterzy, rodziny z dziećmi, studentki pytające, czy mogą przyprowadzać gości. Później telefony ucichły, a ja poszłam do agencji. Ale nie dotarłam. Zauważyłam kobietę z dwójką dzieci. Dziewczynka gryza suchy piernik, a chłopiec płakał na jej kolanach. Kobieta krzyczała w telefon: „Misza, gdzie mamy iść? Dzieci głodne! Niech twoja Wiera mieszka u nas, tylko wynajmij nam pokój!”

Nie przeszłam obojętnie. Podeszłam, podałam chusteczkę: „Mogę pomóc?” Okazało się, że mężczyzna ich wyrzucił. Godzinę później dzieci spały, a Nadzieja (tak miała na imię) opowiedziała swoją historię: sierota, dom dziecka, oszukana z mieszkaniem, potem mężczyzna – obibok… Typowe, prawda?

„Zamieszkajcie ze mną”, powiedziałam. „Potem się rozwiążemy.” Potem przyjęłam Antona Michajłowicza, starszego pana, którego oszukała synowa, odbierając mu mieszkanie. Spał w klatce schodowej, dopóki sąsiad nie próbował wyrzucić go na mróz.

Na końcu przyszedł Paweł, niewidomy chłopak. Jego opiekun go oszukał i wyrzucił. Zobaczyłam, jak czterech zbirów rzucało mu suchary. Teraz mam dużą rodzinę.

Оцените статью
{Zaskakujące szczęście: Historia jednej przypadkowej rodziny}
Ты себя хоть в зеркало видела? Не забуду эти слова никогда.