Marja Iwanowna zajmowała się porządkami w domu, gdy nagle zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer sąsiadki Antoniny Pietrownej.
— Masieńka, gdzie jesteś? — w głosie sąsiadki było słychać niepokój.
Marja odłożyła szmatkę.
— W domu, co się stało?
— Przechodzę obok «Magnita», a twoja teściowa stoi z małym Wanią przy wózku, ale samego chłopca nie ma! — powiedziała Antonina Pietrowna.
— Może poszła na spacer — odpowiedziała Marja, ale serce jej zamarło. — Zaraz wyjdę, proszę, pilnuj go.
Marja wyszła na ulicę, gdy tylko otrzymała zdjęcie pustego wózka. Krew uderzyła jej do głowy.
— Zdecydowałam, że za wcześnie uczysz go samodzielności! — powiedziała Marja, wściekła. Przytuliła syna do siebie i pędziła w stronę domu, nie zwracając uwagi na krzyki Antoniny Pietrownej.
— Co za obłęd? — zawołała sąsiadka. — On prawie wbiegł na jezdnię!
W domu teściowa siedziała na kuchni z telefonem:
— Wania? Gdzie on jest? Wyszłam do sklepu po chleb, wróciłam, a jego nie ma!
Marja wbiegła do pokoju, trzymając syna w ramionach:
— Już go zabrałam, zdecydowałam, że trochę za wcześnie na taką niezależność!
Igor właśnie wrócił z pracy, zobaczył scenę i zatrzymał się w drzwiach:
— Co to za zamieszanie? Najpierw za każdym krokiem, a teraz niezależność?
Teściowa z westchnieniem:
— Chciałam pomóc… Myślałam, że poradzicie sobie.
Marja westchnęła:
— Pomoc powinna być w odpowiednim momencie, mamo. Poradzimy sobie sami, bez obaw o każdy jego krok.
Ostatecznie uspokoili teściową, która obiecała nie zostawiać Wanię samego. A ona, przyzwyczajona do kontroli, po raz pierwszy zaczęła zastanawiać się, czy nadszedł czas, by młodsze pokolenie mogło wychować dziecko po swojemu.

